Schrony przeciwatomowe w Nowej Hucie owiane są legendą. Na całe szczęście miejsca te zaczynają być otwierane dla żądnych wrażeń zwiedzających. Z takiej okazji po prostu trzeba skorzystać.Do schronu znajdującego się pod dawnym kinem Światowid – obecnym Muzeum PRL-u – da się już wejść od jakiegoś czasu. Jeśli jeszcze tam nie byliście, to taką wizytę gorąco wam polecamy, zwłaszcza że przy okazji możecie zobaczyć aż trzy wystawy, w tym ekspozycję „Atomowa groza. Schrony w Nowej Hucie”.
Nowością jest natomiast możliwość zwiedzania schronu mieszczącego się pod kombinatem. „Kryjówka” dla dyrekcji huty stali i wojskowych, w której umieszczono centrum zarządzania kryzysem to prawdziwa podróż w czasie! Wycieczki do tego miejsca organizuje nowohuckie biuro podróży Ecotravel wraz z Małopolskim Stowarzyszeniem Miłośników Historii „Rawelin”. My do schronu zeszliśmy w minioną sobotę (3 października) w towarzystwie kilkunastu innych entuzjastów odkrywania tego, czego o Nowej Hucie jeszcze nie wiedzieliśmy.
Droga do tajemniczych pomieszczeń prowadzi przez dziedziniec budynku „S” służącego za centrum administracyjne. Nie można jednak dać się zwieść jego renesansowej fasadzie – jego podziemia jasno dają do zrozumienia, że wehikuł czasu wylądował nie w XVI, tylko w XX wieku. W środku, poniżej poziomu ulicy znajduje się „pancerne” wejście do schronu.
Przewodnik po uchyleniu ciężkich, ołowianych drzwi zaprasza do środka. Wnętrza, gdzie przed skutkami katastrofy mieli ukryć się oficjele wyglądają zupełnie inaczej niż te pod Światowidem. Tam panowała ciasnota, tutaj królują przestrzenie.
W oczy od razu rzucają się dwie połączone ze sobą sale: „Pokój operacyjny” i centrum kryzysowe przypominające współczesne call center. To tutaj w razie faktycznego wybuchu wojny lub potężnej awarii kombinatu zapadałyby decyzje o tym „co dalej”, o ile w ogóle byłoby jakieś „dalej”.
W „Pokoju operacyjnym” na ścianach wiszą mapy, na których zaznaczono skutki potencjalnych czarnych scenariuszy. Nie brakuje też plansz z hasłami dotyczącymi Obrony Cywilnej. Wielką zagadkę stanowią cztery stare telefony usytuowane przy wielkim stole. Sami sprawdziliśmy – w słuchawce jednego z nich wciąż słychać było sygnał!
Przez gąszcz pomieszczeń technicznych (akumulatorownię, kąpielisko, pokój z filtrami powietrza i… rowerem służącym do ich napędzania) przedostaliśmy się do obitego drewnem pokoju, gdzie pracować mieli dyspozytorzy odbierający meldunki z zewnątrz.
Największe wrażenie zrobiło jednak na nas wspomniane już centrum kryzysowe. Wygląda ono jak żywcem wyciągnięte ze starego filmu szpiegowskiego. Równo ułożone telefony, tablice alarmowe, mapy „elektroniczne”. Nawet teraz miejsce to robi wrażenie. Kilkadziesiąt lat temu musiało tu być supernowocześnie.
Ogromnie cieszy fakt, że nic nie jest tu schowane za gablotą. Wszystkiego można dotknąć. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby choć na chwilę wcielić się w „specjalistę d/s łączności” lub… zająć miejsce przeznaczone dla dyrektora całego HTS! Uwierzcie, że ucieszą się z tego nie tylko najmłodsi.
Po wyjściu ze schronu czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka. Była nią wizyta w salce szkoleniowej OC – miejscu będącym spełnieniem marzeń każdego nauczyciela Przysposobienia Obronnego.
Tutaj aż roiło się od masek przeciwgazowych (w tym takiej dla… konia), starych instrukcji i telefonów polowych z kilometrami okablowania. Nie sądziliśmy, że takie miejsca jeszcze istnieją…
Ile kosztuje ta podróż w czasie? Zaledwie 15 złotych. Chcecie wybrać się w nią sami? Nic prostszego. Informacji o terminach „zejść do schronu” szukajcie Nowa Huta Travel.
My już nie możemy się doczekać, kiedy to do zwiedzania zostaną udostępnione podziemia szpitala im. Żeromskiego!
2 myśli w temacie “Schron pod Kombinatem – wy też możecie go zobaczyć!”