
Beskidzka znajduje się na parterze pawilonu handlowego, w którego skład wchodzą między innymi apteka i sklep Biedronka. Wbrew pozorom lokalizacja ta okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Przestronny lokal znajduje się w znośnej odległości od wspomnianych obiektów, a w cieplejszych miesiącach przed jego drzwiami pojawia się ogródek na kilka stolików. Z cukierni blisko jest na przystanek i do wspomnianego kościoła. Po drodze do – lub z – tego ostatniego trudno powstrzymać się od „słodkiego grzechu”.
Wnętrze nie wyróżnia się wyszukanymi dekoracjami. Na uwagę zasługują jednak białe, „decoupage’owe” stoliki i duża gablota na torty. Na ścianach wiszą też obrazy. „Nowe” miesza się tu ze „starym” w zaskakująco przyjazny sposób.
Do Beskidzkiej nie przyszliśmy jednak oglądać ozdób, tylko jeść. Nie zawiedliśmy się. Spróbowaliśmy aż czterech różnych specjałów zakładu.
Tutejsze makaroniki to małe mistrzostwo świata. Ptysie też są niczego sobie, aczkolwiek nie wszystkim przypadnie do gustu to, że skrywają w sobie nie tylko bitą śmietanę. Tiramisu smakuje w porządku, ale jest nieco zbyt „suche”. Wisienką na torcie okazała się „Wisienka” – pyszna, ale jednocześnie bardzo, bardzo słodka.
Zamówionym słodkościom może towarzyszyć kawa, herbata lub gorąca czekolada. Z racji tego, iż wybór nie należał do najbogatszych, a pogoda za drzwiami lokalu nie rozpieszczała zdecydowaliśmy się na gorącą czekoladę, którą mogliście zobaczyć na naszym Instagramie.
Niestety okazała się ona tanim (5,50 zł), ale smakującym niczym budyń niewypałem. Musimy jednak wspomnieć o tym, że przystrojono ją ręcznie robioną bitą śmietaną.
Za wszystkie pyszności zapłaciliśmy niecałe 19 złotych. To chyba najlepsza rekomendacja dla tego miejsca. Nie żałujcie sobie tutejszych ciastek, ale na kawę lub czekoladę wybierzcie się gdzieś indziej.